No tak. Rozleniwiliśmy się. Od dwóch dni siedzimy w Wenecji. Chociaż bardzo ciężko było się tutaj dostać.
W Quarto d'Altino spędziliśmy noc w krzakach obok dworca, skuleni, na karimatach, śpiąc na plecakach. Pojechaliśmy pierwszym pociągiem (o 4:58) do Wenecji. Tam pokręciliśmy się, pojechaliśmy na Piazzale Roma, wróciliśmy do Mestre. Po drodze zauważyliśmy znaki na camping w Fusinie. Szczęśliwym trafem wysiedliśmy na przystanku, gdzie zatrzymuje się autobus 11 jadący do Fusiny. Na campingu zameldowaliśmy się o 7 i poszliśmy spać godzinę później. Wieczorem zobaczyliśmy się z żetonami, zgubiliśmy się w Wenecji, pochodziliśmy i pozachwycaliśmy się urokami tego miasta.
Następnego dnia wybraliśmy się na plażę w Lido. Brud, smród i spaleni goście i kobity nie przeszkodziły nam w czerpaniu radości z kąpania się w cieplutkim Adriatyku.
Wieczorem poszliśmy na San Marco, zjedliśmy przepyszną Włoską pizzę i nie zdążyliśmy na powrotny autobus. Na ulotce naszego kempingu był zaznaczony autobus o 22:56 z Wenecji do Mestre (gdzie mamy przesiadkę do Fusiny). Autobusy odjeżdżały o 22:45 i 23:15, natomiast nasz autobus odjeżdżał z dworca w Mestre o 23:17 a następny godzinę później. Spędziliśmy przemiłą godzinę w brudnym, śmierdzącym i zaniedbanym Mestre. McDonald wygląda tu gorzej niż najgorszy kebab we Wrocławiu, nie ma tam internetu, budynki są odrapane i zawalające się, wszędzie postawione są na drogach obrzydliwe odbojniki, jakby cały czas był tu remont. A w dodatku jest tu największy zespół przemysłowy jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Rafinerie, zbiorniki, magazyny, elektrownie.
Czyściej i bardziej cywilizowanie jest na Ukrainie. Poza tym wszyscy tutaj chcą nas okraść. Nic nie ma za darmo - internet, tramwaj wodny za 30 zł 60 minut, autobusy po 10 zł. Grrr.. Nawet cheeseburgery są droższe niż w Austrii!!!