Gdy odwróciliśmy się od aut z zamiarem ruszenia na dworzec, zatrzymał się 40 letni Włoch, który podrzucił nas na stację benzynową 30 km dalej. Tam poczekaliśmy z 20 minut, skąd zabrała nas przemiła para starszych włochów, z którymi dużo pogadaliśmy. Dowiedzieliśmy się, że macocha Giovanniego (bo tak nazywał się nasz podwoziciel) jest Polką i wybyła do Francji przed wojną. Jechali do Nicei. Gdy powiedzieliśmy im, że jedziemy w Menton jest kemping, ale nie wiemy gdzie, zabrali nas do centrum, popytali po Francusku o niego i nas podwieźli pod samą bramę. Gdy wysiedliśmy okazało się, że kemping jest pełny. Obeszliśmy całe miasto w poszukiwaniu hotelu, ale wszystkie miały komplet. Gdy straciliśmy wszelką nadzieję i poszliśmy na dworzec, zobaczyliśmy wskazówkę na - schronisko młodzieżowe! Musieliśmy się wspiąć po kilkuset stopniach, pokonując z kilometr i 200 metrów różnicy wysokości, a schronisko okazało się tylnym, niepilnowanym wejściem na kemping. Rozbiliśmy się tam, pogadaliśmy z właścicielami miejsca które zajmujemy, a była to para młodych Francuzów i zjedliśmy obiadek o 23. Okazało się, że nie jesteśmy pierwszymi, którzy tak zrobili - kilka dni wcześniej na to samo miejsce przyszło kilku czechów!